Blogi Muzeum Literatury
Data dodania: 11 stycznia 2016

Z głębokim smutkiem

żegnamy

Ś.P.

Marię Lipską.

Dziękujemy za jej piękne życie.

Była stałym wsparciem dla Jana Józefa Lipskiego, jednego z ojców założycieli opozycji w PRL.

W stanie wojennym w liście z aresztu na Rakowieckiej Jan Józef pisał:

„przez te lata Ty płacisz największą cenę i teraz znowu to się nasiliło”.

Po śmierci męża pieczołowicie dbała o archiwum,

co umożliwiło późniejsze prace edytorskie i biograficzne,

przywracające pamięć o Janie Józefie.

Agnieszce Lipskiej-Onyszkiewicz i Janowi Tomaszowi Lipskiemu

składamy wyrazy serdecznego współczucia

Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie

Data dodania: 10 grudnia 2015

Zmarł Janusz Odrowąż-Pieniążek. Trudno w to uwierzyć: dopiero co szedł do Pen-Clubu, wydał świetne wspomnienia („Błagam, tylko nie profesor!„). Był – i pozostanie – postacią wybitną, i prawdziwie żywą. Jestem pewien, że teraz wita się z wieloma znajomymi, a na jego stole będzie tyle papierów i książek, co w gabinecie w Muzeum, który zajmował przez kilkadziesiąt lat. Kiedy pierwszy raz odwiedziłem Muzeum, jako student IV czy V roku, by przeprowadzić kwerendę jednego z maszynopisów Pornografii Gombrowicza – moją pracę przerwała pani bibliotekarka (a może pan?), mówiąc, że dyrektor prosi… Do dzisiaj to pamiętam – poczucie, że ktoś tak ważny interesuje się, że jakiś anonimowy student siedzi nad jakąś edytorską robotą, i to nad Gombrowiczem. Mam wrażenie, że dane mi było – za krótko – zetknąć się z kimś wybitnym i ludzkim. Dzisiaj widzę Dyrektora jak postać z Pana Tadeusza. Ale był – i jest. Dziękuję, panie Dyrektorze.

Data dodania: 18 listopada 2015

Na konferencji w Toruniu chciałem poddać pod dyskusję rozwinięcie propozycji, zarysowanej przeze mnie w książce z 2011 roku – tutaj przedstawiam zarys tego pomysłu (Cyfrowe wydanie krytyczne, czyli dawna propozycja Stanisława Pigonia po latach. Szanse i zagrożenia).

Warto przypomnieć dzisiaj artykuł z 1935 r. Jego tezy, nieco zmienione i wsparte współczesnymi możliwościami technicznymi, mogłyby dać nowy impuls pracom edytorskim. Tekst Pigonia mimo swoich osiemdziesięciu lat sprawia wrażenie wizjonerskiego. Znakomity edytor świetnie zdefiniował późniejsze problemy edytorskie. Zauważmy, że współczesne edytorstwo, nigdy nie wycofując się w żadnej deklaracji od klasycznej definicji wydania krytycznego jako publikując całość wszystkich wersji tekstu dzieła – w praktyce obyczaj ten zarzuciło. W ogóle pojęcie „wydanie krytyczne” (często używane zamiennie z „wydaniem naukowym”) jest coraz bardziej nieostre, staje się niczym Yeti: czy ktoś go ostatnio widział? Same pojęcia „wydania krytyczne”, „wydanie naukowe”, „wydanie źródłowe” wymagają zdefiniowania na nowo, ponieważ powszechne ich wykorzystywanie skutkuje spadkiem jakości wydań. Słowo „wydanie krytyczne” brzmi dzisiaj nieco dwuznacznie, podobnie jak dla kierowców słowo „Volkswagen”. Mamy do czynienia z kryzysem jakości. Co możemy zrobić? Według mnie – trzeba doprowadzić do wypracowania środowiskowego konsensusu co do granic, jakich wydanie krytyczne (naukowe, źródłowe) przekraczać nie może.

Żeby wyznaczyć te granice trzeba zapytać, co jest celem pracy edytora. To oczywiście ustalenie tekstu autorskiego. Pigoń proponował, by wydania naukowe podawały jedynie wybór wariantów tekstu, ponieważ lepiej pokazuje je wydanie fototypiczne, edytor powinien odpowiedzialnie wybrać najważniejsze odmiany, nie zaś mechanicznie rejestrować wszystko – to wszystko można pokazać w postaci fotografii czy (dzisiaj) skanu. Aby pokazać najważniejsze tendencje zmian autorskich, nie rejestrując tego tekstowego lasu po każdym drzewie osobno, z zachowaniem lokalizacji każdego krzaczka, każdego listka – ale aby ukazać jego zmienność, rozwój tekstu autorskiego: las wiosną, las latem, las jesienią i zimą. Wyłącznie kluczowe zmiany!

 

Wystąpienie Pigonia minęło bez echa – zostało niezauważone lub przemilczane.

Oczywiście dzisiaj definicja sytuacji i proponowane rozwiązanie wyglądałoby nieco inaczej. Warto jednak na nowo zdefiniować w środowisku edytorskim pojęcie wydania krytycznego. Tu chciałbym sprowokować środowiskową dyskusję na ten temat, której pomóc może właśnie artykuł Pigonia sprzed osiemdziesięciu lat, z nieco zmodyfikowanymi rozwiązaniami.

Może zatem trzeba pomyśleć o wyodrębnieniu nowego typu wydania krytycznego – które określam słowami „cyfrowe wydanie krytyczne”?…

Ten typ edycji byłby bardzo prosty teoretycznie, składałby się z trzech elementów:

  • ustalonego tekstu autorskiego,
  • noty edytorskiej i ograniczonego aparatu krytycznego (z wyborem ważniejszych wariantów, przy czym edytor zobligowany byłby do uzasadnienia przyjętych przez siebie rozwiązań), ewentualnie z objaśnieniami merytorycznymi (przypisy, biogramy, biografie, indeksy),
  • całość materiałów wytworzonych przez autora, nad którymi pracował edytor – nie przepisywanymi jednak, a podanymi w formie cyfrowej, jako skany czy fotografie jak najlepszej jakości, tj. w kolorze, w formacie bezstratnym, o rozdzielczości nie mniejszej niż 300 dpi – na dołączonej do wydania papierowego płycie lub innym nośniku (bądź umieszczone w internecie).

Edycja taka znalazłaby się jednocześnie na dwóch nośnikach – pierwszym byłaby książka z ustalonym przez edytora tekstem autentycznym oraz krótkim komentarzem edytorskim z ważniejszymi odmianami – drugim zaś nośnik elektroniczny z podobiznami autografów oraz wydań (ewentualnie nagrań recytacji autora, itd., itp.), odpowiednio połączonych ze sobą (np. w postaci hiperłącz). Na nośniku elektronicznym może się też znaleźć pełny komentarz edytorski (oraz, oczywiście, ustalony tekst dzieła – jak to zrobił prof. Tadeusz Drewnowski w „nieopracowanej”, za to pełnej edycji dzienników Marii Dąbrowskiej, wydanej przez Komitet Nauk o Literaturze PAN w postaci zeszytów.

Technologie cyfrowe mogą być – w tak rozumianym „cyfrowym wydaniu krytycznym” – sprzymierzeńcem edytora. Pamiętajmy też jednak, że mogą być i wrogiem, kiedy skanera używamy nie do zeskanowania obrazu (do ukazania rękopisu, maszynopisu, czy egzemplarza korektowego), a do zeskanowania i „komputerowego” odczytania tekstu. To oczywiście wielka pomoc w działaniach edytorskich, sam z tego korzystałem – tu jednak potrzeba wyjątkowej uwagi, większej, niż przy przepisywaniu przez człowieka – konieczne jest późniejsze sczytanie. Komputer jest narzędziem, które możemy wykorzystywać zarówno w dobry, jak i zły sposób. W mojej propozycji proponuję potraktować komputery jako narzędzie rozszerzające możliwości ukazania źródłowości. Przy wykonywaniu i korzystaniu z kopii cyfrowych pamiętajmy, że trzeba sprawdzić, czy obejmuje ona całość oryginału, czy nie ma możliwości, że została błędnie sporządzona czy przez osobę wykonującą, czy z uwagi na zniszczenia oryginału (zagięcia, itp.) – i wreszcie, czy jest w pełnym kolorze (nie czarno-biała).

Zarówno szczegóły, jak nazwa „cyfrowego wydania krytycznego” to oczywiście tylko projekt, który chciałbym poddać dyskusji – moją intencją jest po prostu, abyśmy zbliżyli się do konsensusu, jak dzisiaj powinno wyglądać prawdziwie naukowa edycja dzieła literackiego.

Na koniec chciałbym dodać, że w planach jest edycja, która realizowałaby ten model teoretyczny – wkrótce o tej edycji, mam nadzieję, napiszę więcej.

 

Data dodania: 7 maja 2015

Właśnie rusza akcja zaczytani.org – organizowana przez Fundację Rozwój z Brzegu. Fundacja chce stale dostarczać książki do placówek leczniczych w całej Polsce – dla małych pacjentów szpitali i hospicjów. Punktami zbiórek są biblioteki, przedszkola, szkoły, gimnazja, klubokawiarnie, galerie handlowe, urzędy. Książki można też przynosić do Muzeum Literatury – koordynatorką jest kustosz Katarzyna Jachimiak. Inne punkty można znaleźć pod adresem http://zaczytani.org/wielka-zbiorka-ksiazek/

Zbiórka trwa do końca maja. Warto podarować chociaż jedną książkę.

 

–komunikat: komentowanie postów z powodów technicznych jest obecnie niemożliwe–

Data dodania: 27 marca 2015

O tym, jak Jerzy Giedroyć odkrył polskie złoto w swoich listach piszę na blogu tutaj: http://blog.kulturaparyska.com/giedroyc-odkrywa-polskie-zloto-w-bank-of-england-po-piecdziesieciu-latach/

Serdecznie zapraszam!

Data dodania: 9 grudnia 2014

Wszystkich, którym bliskie są idee Jerzego Giedroycia, czytelników zarówno Gombrowicza, jak Miłosza czy Herlinga – serdecznie zachęcam do odwiedzania portalu paryskiej „Kultury” – http://www.kulturaparyska.com

To nie tylko strona przedstawiająca dorobek tego środowiska, które było jednym z przetrwalników niepodległej Polski, ale niezastąpione źródło informacji: autorzy portalu wykonali gigantyczną pracę, której efektem jest udostępnienie wszystkim za darmo KOMPLETÓW paryskiej „Kultury” i „Zeszytów Historycznych”.

Coś, za co niegdyś ludzie siedzieli w więzieniach, jest dziś powszechnie dostępne. Czytając, więcej możemy zrozumieć – a, co więcej, nie trzeba szukać w bibliotekach numerów, których czasem po prostu nie ma… Przekonajmy się, jakie ożywcze myśli – i wówczas, i dzisiaj! – płyną z tych stronic, często prowokując do sprzeciwu, a zawsze: do zastanowienia się, oderwania od jałowych, płytkich, taktycznych sporów. „Kultura” przypomina, że nie można popadać w samozadowolenie, że zawsze potrzebne jest szersze spojrzenie, że postawa „siedźmy cicho, może nas nie zauważą” prowadzi najpierw do niewoli wewnętrznej, a później – zewnętrznej. Jesteśmy odpowiedzialni za siebie, jesteśmy odpowiedzialni za świat.

Pamiętajmy o tym dzisiaj. Mówimy o Ukrainie – a nie zauważamy, że tak naprawdę nic nie robimy. A to, co się dzieje na Ukrainie, dotyczy bezpośrednio i naszej wolności.

Zapraszam na portal „Kultury” – i w celach archiwalnych, edytorskich, naukowych – ale także i publicystycznych. To ciąg dalszy „promieniowania” tych – prometejskich – idei. Na portalu znajdują się też blogi; będę prowadził jeden z nich, pokazując relacje Polaków z kraju z „Kulturą”; tytuł bloga to cytat ze sformułowania, jakim SB określała „Kulturę”: „ośrodek dywersji ideologicznej”.

Blog niniejszy oczywiście pozostaje nadal – jako blog edytorski, na którym będę informował także o wpisach dokonywanych gościnnie na portalu „Kultury”. Jestem bardzo wdzięczny redakcji portalu za ten zaszczyt, będący zobowiązaniem.

Zaiste, takiej dywersji, jaką dawała „Kultura”, skłaniającej do krytycznego myślenia, zawsze trzeba!

Data dodania: 30 lipca 2014

Wydawca nowej, nieocenzurowanej wersji Pamiętnika z powstania warszawskiego, Adam Poprawa, w dzisiejszej „Gazecie Wyborczej” zwraca uwagę na niebezpieczeństwo kolorowania historii powstania warszawskiego.

To prawda. Uatrakcyjnianie przeszłości – kolorowe, piękne mundury (których w rzeczywistości było tak mało), pistolety maszynowe (których było tak niewiele), piękna pogoda (a 1 sierpnia, wg Białoszewskiego, zdarzył się deszcz), uśmiechnięci młodzi ludzie – czy to nie skłania do zapominania grozy Powstania i tragedii powstańców? Prawdą jest i radość – ale i tragedia. Nie można zapominać o obu krańcach tej historii, inaczej grozi nam, że niektórzy do tej przeszłości zaczną tęsknić. A przecież do tych pozowanych zdjęć z powstania pożyczano sobie wzajemnie broń i mundury – których nie było. Mieli je żołnierze ze zgrupowania „Radosław”, bo zdobyli magazyny SS na Stawkach. Ale na Mokotowie „Baszta”, i to dopiero od połowy sierpnia, miała coś w rodzaju roboczych bluz, rozpinanych z tyłu… Powstanie to splot poczucia wyzwolenia i tragedii, z chwilami groteski i patosu. Było tym wszystkim, a nie tylko jednym.

Pamiętajmy też, że powstanie warszawskie to nie tylko powstańcy – to tragedia ludności cywilnej, o której można sobie jakiś pogląd wyrobić, czytając właśnie Białoszewskiego, wydanego przez niezawodny PIW w serii Utworów zebranych.

Data dodania: 26 czerwca 2014

W Warszawie można wybierać projekty, zgłoszone przez mieszkańców w ramach tzw. budżetu partycypacyjnego. (Na marginesie: zastanawiam się, od kogo pochodzi do niezgrabne określenie; wcześniej mówiono po prostu, ładnie i czytelnie, o budżecie obywatelskim). Niezależnie jednak od określania tego w języku urzędowym – warto wziąć udział w głosowaniu, przyjrzeć się projektom (a może w przyszłości zgłosić kolejne samemu?) – i zagłosować na te, które najbardziej nam odpowiadają

Zwracam uwagę, że jest bardzo dużo projektów, zgłaszanych przez biblioteki (które mają coraz mniej funduszy na zakup nowych książek), szkoły (które… itd.), przedszkola – instytucje kulturalne i edukacyjne. Osobiście namawiam Państwa do poparcia przede wszystkim takich właśnie projektów.

Warszawa nie jest pionierem w tworzeniu budżetu obywatelskiego, dobrze jednak, że w końcu jest taka możliwość – i oby podobnie było w innych miejscach.

Data dodania: 12 maja 2014

Raport Luthera Terry’ego z 11 stycznia 1964 roku jednoznacznie powiązał raka płuc z paleniem papierosów. I następuje – cisza. „W kraju mającym obsesję na punkcie raka fakt, że udało się powiązać jeden z powszechniejszych nowotworów z konkretną, możliwą do wyeliminowania [podkr. ŁG] przyczyną, powinien był wywołać natychmiastową i zdecydowaną reakcję. Ale…”

Tak, stwierdzenie faktu miało miejsce pięćdziesiąt lat temu. Warto przeczytać, dlaczego udowodnienie związków przyczyny ze skutkiem nie zakończyło historii raka płuc. (więcej…)

Data dodania: 24 kwietnia 2014

Dziękuję profesorowi Lengauerowi za uwagę w nawiązaniu do wystawy o Liście 34, że w latach sześćdziesiątych nie było zdania „Ala ma kota”, ponieważ „As to pies Ali”, zaś kota miała Ola („A to kot Oli”).

Przy okazji warto zauważyć, że pamięć zbiorowa jest zadziwiająca. Dlaczego pamiętamy Alę i kota, a nie Alę i Asa?…

Zdanie „Ala ma kota” faktycznie znajdowało się w wydaniach Elementarza – ale w czasach dość odległych: ostatni raz w wydaniu z roku… 1949. Nie było go też w pierwodruku. Polecam tekst na ten temat na wortalu culture.pl, oparty o tekst Piotra Sarzyńskiego z 2002 r. (Ala nie ma kota).

Czyli kolejny raz okazuje się, że kiedy słyszymy „oczywistą prawdę”, to też warto ją sprawdzić… Ala miała kota, ale później oddała go Oli, sama zaś dostała Asa, który był psem.

 

Strona 1 z 812345...Last »
Powiadomienia o nowych wpisach


 

O autorze
dr Łukasz Garbal – polonista. Adiunkt w Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie, pracuje w Instytucie Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską, oddziale Muzeum. Jeden z laureatów stypendium „Polityki” w 2009 r.
Publikuje recenzje książek historycznych w „Nowych Książkach”. Zainteresowania: edytorstwo, związki literatury i polityki, Witold Gombrowicz, Jan Józef Lipski.

 

Muzeum Literatury
Ostatnie wpisy
Archiwa
Blogi Muzeum Literatury
Copyright © 2010-2014 Muzeum Literatury